piątek, 11 kwietnia 2014

"Podam teraz całe drogo okupione doświadczenie dotyczące morskiej choroby..."



Primum Navigare, to sposób na życie, to metoda przyglądania się światu. Modus operandi przemieszczania się w świecie i działania w ogóle, a wszystko przy pomocy „różnych rzeczy morskich”. Pomaga radzić sobie w trudnych sytuacjach, rozwiązywać problemy, podpowiada ciekawe lektury. Zachęca do poznania tej trzeciej kategorii, niezwykłych ludzi, o których już starożytni mówili, że : "Ludzie dzielą na tych co żyją, tych co umarli i tych co pływają morzu" 


Primum Navigare, to także tytuł powstającej w cieniu bloga „Antologii prozy i poezji pisanej o morzu oraz tych pisanych na morzu”. Dopracowane już fragmenty wychylą się cienia gdzieś tu na bogu. Doświadczenie morza - osobiste i bezpośrednie, skłaniało wielu znanych ludzi do opisania tego co przeżyli. To teksty i emocje inne niż zapisane przez marynistów, miłośników, czy żeglarzy odpornych na skutki choroby morskiej. 

W poprzednim wpisie wybrałem fragmenty zapisków młodego przyrodnika z podróży na "HMS Beagle". Przyglądam się temu co typowy „szczur lądowy” ponaglany wewnętrznym przymusem , a obdarzony talentem do opowiadania, odczuwa w zetknięciu z morzem.



28 grudnia 1831. Obudziłem się rano przy wietrze o szybkości 8 węzłów na godzinę ( tak napisał młody Darwin , przez cały czas zapisywał prędkość w węzłach na godzinę ;)  węzeł, to mila morska, tj.1852 m na godzinę ) wnet poczułem morską chorobę i tak już było do wieczora. Dręczyły mnie bardzo przykre myśli z powodu chłosty, jaką ukarano kilku marynarzy za przewinienia, które były skutkiem pofolgowania, im w dniu Bożego Narodzenia. Budzą się we mnie wątpliwości, czy to usprawiedliwia ich pijaństwo i niesubordynację, czy też czyni je bardziej nieprzebaczalnymi.

29 grudnia. W południe byliśmy o 380 mil od Plymouth, a do Madeiry pozostaje 800 mil. Jesteśmy w zatoce Biskajskiej, a na morzu jest spora fala. Kilka razy w ciągu dnia silnie mnie nudziło. Jest, jednak wielka różnica pomiędzy moją obecną, a poprzednią chorobą morską, mianowicie brak zawrotu głowy. Mogę używać wzroku bez przykrości; jest nawet dość zabawną rzeczą patrzeć, leżąc w hamaku, jak księżyc, czy gwiazdy wykonują obroty w swych nowych, małych orbitach.

Podam teraz całe drogo okupione doświadczenie dotyczące morskiej choroby. Po pierwsze czuję się, wtedy bardzo źle i to przekracza wszystko, co może sobie wyobrazić ktoś, kto nie był na morzu dłużej niż kilka dni. Przekonałem się, że jedyną ulgę znaleźć można kładąc się poziomo, jednak nie należy zapominać, iż, im bardziej się walczy z chorobą morską, tym łatwiej się jej ulega. Przekonałem się, że jedyną rzeczą, jaką żołądek mój znosi, są suchary i rodzynki, jednak w miarę ogarniającego mnie wyczerpania wnet mi się znudziły i, wtedy głównym lekarstwem było sago zaprawione winem i korzeniami, a bardzo gorące. Jedyną pewną rzeczą jest położyć się, i to najlepiej w hamaku.
W tym fragmencie Karol Darwin zbliżył się chyba najbliżej do jednaj z najstarszych sprawdzonych metod walki z choroba morską - "Położyć się w cieniu rozłożystego dębu " :)  przy okazji dodam, iż już nie długo o tym , że tak naparwdę sa dwa rodzaje choroby morskiej ... 
30 grudnia W bardzo złym nastroju i bardzo schorowany. Przed wyruszeniem niejednokrotnie mówiłem, że będę nieraz żałował decyzji wyruszenia na wyprawę, nie myślałem jednak, jak gorąco będę żałował. Nie mogę sobie wyobrazić bardziej mizernego stanu od tego, w, jaki wprawiają takie czarne i ponure myśli, jakie mnie dziś prześladowały. Wywlokłem się na chwilę na pokład i bardzo mnie uderzył wygląd morza. Głęboka woda tak się różni od wody przybrzeżnej, jak jezioro od małego stawku. Nie jest to tylko sam ciemny kolor błękitu, ale jego lśniący odcień, który w zestawieniu z białymi pieniącymi się czubami nadaje całości nowe piękno.
31 grudnia
Popołudnie spędziłem bardzo przyjemnie. Leżałem na kanapie, to rozmawiając z kapitanem, to znów czytając płomienne opisy tropikalnych Humboldta  krajobrazów. Nie ma nic stosowniejszego dla pocieszenia ducha człowieka schorowanego.

2 stycznia. Ciężka pogoda. Prawie, że zemdlałem z wyczerpania.

4 stycznia. Skierowaliśmy się, wobec tego ku Teneryfie. Byłem tak chory, że nie mogłem wstać, nawet, żeby zobaczyć Madeirę z odległości 12 mil. Wieczorem nieco lepiej, ale bardzo wyczerpany.

Podobno Darwin zmagał się z chorobą przez cały czas trwania wyprawy , ale były też momenty, kiedy potrafił o niej zapomnieć ...  Od 28 grudnia , mniej lub bardziej chorował cały czas, a,  tymczasem ...

13 stycznia  - zanotował

"Podróż morska wydaje mi się tak przyjemna, że stało mi się obojętne, czy przybijemy gdzieś o tydzień wcześniej , czy później... "  :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz