Jednym z sekretów okazało
się słowo –„bootleg”. Przez całe moje życie „pozaszantowe” wydawało mi się, że
bootleg zarezerwowany jest dla gwiazd rocka jak „Roling Stones”, „Pink Floyd”„Led Zeppelin”, Sting, czy też Tina Turner - i w ogóle wszyscy
wielcy ...
Ale nasz wiek XXI ;) powszechny
wiek dostępu oraz Internet sporo zmieniły
i zmienią jeszcze więcej. Okazuje się, że
odnalazłem w sieci bootlegi „Starych Dzwonów”. Na razie dwa . I jak to bywa w wieku dostępu, nie mogę
tego trzymać dla siebie, trzeba się
dzielić. Zgodnie z definicją bootlega : nie wiadomo kto nie wiadomo gdzie,
ale powstało nagranie - w jakości, którą
daje się „odsłuchać”. Dodaję zatem kilka
czarno-białych fotografii z epoki i
... zapraszam. Cieszcie się i dzielcie się z innymi.
O co chodzi z tymi dziewczynami z Johnson ? ładnie tłumaczy w swojej książce „Siurawa”
„Rybacy z wysp Morza
Karaibskiego, w
rejonie Florydy, łowią w bardzo charakterystyczny sposób. Najpierw
trzy łodzie ustawiają
się w trójkąt, a sieć idzie do środka. Następnie,
na sygnał prowadzącego, ludzie zaczynają śpiewać
i ciągną niewód.
Wybieranie i szarpnięcie sieci następują w czasie ciszy, w przerwie między wersami pieśni.
To rzadki przypadek,
gdyż na ogół
w szantach rytm pracy, pociągnięcia, wyznaczały akcentowane sylaby refrenu.
"Johnson Girls" słyszałem
na jednym
z festiwali szantowych w Liverpoolu w
wykonaniu znakomitego
duetu Jim Maggean i John Collins i ich wersję
podaję. Ciekawe, że pieśń tę odkryto
na Karaibach stosunkowo niedawno, dopiero w latach pięćdziesiątych naszego wieku.
Ken Stephens, wspomniany
już leader grupy „Solent Breezes", podrzucił mi niedawno ciekawostkę
związaną z tą pieśnią, a przy okazji uzmysłowił sprawę, która
w przyszłości
zasługuje na bliższe omówienie. Otóż
okazuje się, że "Johnson Girls" śpiewano
znacznie wcześniej na
żaglowcach
jako szantę
fałową przy stawianiu żagli górnych. Dwóch ludzi stało przy fale, chwytając linę pod górnym
blokiem talii, pozostali jeden za drugim
pochylali się
za blokiem przy pokładzie.
Na mocne "U!" szarpała
fał wspomniana dwójka, a chwilę potem (zaznaczyłem
ten moment krzyżykiem w zapisie nutowym)
powstały luz wybierała
błyskawicznie reszta
ludzi, ciągnąc dalej, ile wlezie. Jeśli spóźnili się, stojącym przy talii kolegom
wkręcało palce w blok. - A, więc - kończył Ken
Stephens - wydawałoby się, cóż prostszego: śpiewasz i wybierasz linę ... Szanta była ważna, to oczywiste, ale
nawet wybieranie liny miało swoje sekrety.”
Marek Szurawski
: „Szanty i szantymeni”
Akademia Marynistyczna Marka Szurawskiego