O piosenkach Jurka Porębskiego można powiedzieć tyle dobrych
rzeczy, że każdy wybierze dla siebie jedną, a i tak tych dobrych jeszcze
dużo zostanie. Nie bez powodu, dziewczyny z różnych miejsc, czy też,
niegdysiejsze barmanki, wybierają jego twórczość jako temat swoich prac
magisterskich.
Z tych „dobrych
rzeczy” ja wybieram dziś dwie: teksty piosenek i jego autorskie wykonania. Za każdym razem, kiedy ich słucham, po prostu wiem, że to
ktoś więcej niż chłopak z gitarą, jakich spotykamy wielu. Zanim jeszcze usiądzie
do pianina, zanim weźmie trąbkę do ręki, już słyszę, to swingujące rozkołysanie.
Poza tym, ta nowoorleańska swoboda i naturalny dixielandowy dar
improwizacji. Słuchasz i wiesz, że stoi
za, nim ta wielka muzyczna kultura. Ostatnio w czasie koncertu w „Nadmorskim” ,
rapował - dacie wiarę ;) Nie wspomnę już
o talentach komentatora i konferansjera. Wszystko, to widzę, kiedy tylko siada z
gitarą przed mikrofonem.
Kto był ten wie, kto nie był – powinien.
Osobna sprawa, to teksty. Przeważająca większość to:
rewelacyjnie skondensowane, poetyckie reportaże i felietony. O życiu, pracy na
morzu, żeglarzach, o rybakach, rybach, o nas samych. Wszystko przepojone
autentyzmem i prawdą; zauważalnymi w każdym
wersie.
Słuchając Jurka, nigdy nie miałem wątpliwości, że pisze i
śpiewa o tym, co przeżył i co widział.
No w ostateczności… , po prostu umiał lepiej opowiedzieć coś,
co kiedyś tylko usłyszał ;)
Skondensowane teksty (z charakterystycznym doborem słów),
opisują trafnie w kilku wersach, to, co najlepszym pisarzom zajmuje niemały
akapit.
Odkryłem, to ostatnio w notatkach Karola Dickensa z
podróży do Ameryki, w których pisze o swojej przeprawie przez Atlantyk w 1842
roku.
Dwaj mistrzowie pióra dialogują na temat „Sztormowej
Bossa Novy” J
Jurek :
Rejs
szedł normalnie, trochę
kiwało,
Dwa niże zostały za nami.
Gdzieś koło Dover z Nordu przywiało,
Chief mówi – „Koniec z kartami.”
Dwa niże zostały za nami.
Gdzieś koło Dover z Nordu przywiało,
Chief mówi – „Koniec z kartami.”
Pan Dickens:
"Przyczynił się do tego w sposób oczywisty ciężki burzliwy wiatr, który zerwał się o zachodzie słońca gdyśmy już byli około dziesięciu dni w drodze i szalał z rosnąca stopniowo furią aż do rana.Nigdy nie zapomnę, jak statek pracowicie przedzierał się przez wzburzone morze „Czy może być, kiedy gorzej niż teraz?” - słyszałem często takie pytanie, gdy wszystko wokoło osuwało się i zderzało. Najżywsza zaś wyobraźnia nie potrafi sobie wystawić, czym jest podrzucanie parowca w burzliwą noc zimową na rozszalałym Atlantyku. Nie wyrażę tego, choć powiem, że zostaje on powalony na burtę miedzy fale, z masztami pogrążonymi w wodzie, że się podrywa i znowu się przetacza na drugi bok, aż wreszcie wzburzone morze uderza weń z hukiem stu ciężkich działał i odtrąca go wstecz. Że przystaje, staje, słania się i dygoce jak ogłuszony, a potem z gwałtownym pulsowaniem w sercu miota się naprzód niby potwór dźgany ościeniem aż do szału, że rozszalałe morze bije go, tłucze, miażdży i skacze nań z furią. Każda deska statku wydaje swój jęk każdy gwóźdź – swój zgrzyt , każda kropla wody swoje wycie.Każda deska i każda belka skrzypiał jakby statek był upleciony z wikliny."
Uff… Panie Karolu - było ciężko. Jurek, a jak było u Ciebie
?
Gdy po dwóch dobach wylazłem z koi zmęczony sztormowaniem,
To, zanim jeszcze przetarłem oczka, to usłyszałem chlupanie …
Dickens też usłyszał, to chlupanie:
Około północy fale wdarły się do wnętrza przez iluminatory otwarły, górne drzwi i wpadły, szalejąc i rycząc, na spód statku, do kabiny kobiecej, ku niewymownej konsternacji moje żony i pewnej drobniutkiej Szkotki. Obie - wraz z pokojówką - znajdowały się w takich paroksyzmach strachu, że prawie nie wiedziałem co z nimi począć. Szukałem w myśli jakiegoś kordiału na wzmocnienie i uspokojenie. Nie nasunęło mi się nic lepszego niż gorąca brandy z wodą.
All for
me grog me jolly, jolly grog :)
Ale wracajmy do Dickensa.
Zdobyłem niezwłocznie pełen kubek. Niepodobna było ustać ani usiedzieć bez oparcia, kobiety zbite w jedną gromadkę, skuliły się w rogu długiej sofy. Uczepiły się jedna drugiej w oczekiwaniu, że lada chwila utoną. Gdy podszedłem do tego miejsca ze swym specyfikiem i miałem go właśnie podać do zażycia najbliższej z cierpiętniczek wraz z mnóstwem słów pociechy, ujrzałem, że wszystkie przetaczają się z wolna w dół na przeciwny koniec sofy. A, kiedy chwiejnie dobrnąłem do tamtego końca i wyciągałem znów kubek ,statek przeważył się znów na drugą stronę a, wszystkie panie zsunęły się z powrotem. Musiałem je ścigać po tej kanapie co najmniej przez kwadrans, nie docierają do nich ani razu. A, gdy je wreszcie dogoniłem, brandy z wodą od ciągłego rozpryskiwania się ubyło do miary łyżeczki do herbaty.
A tak, to było - mówi Poręba :
Przechył na prawo i burta wgryzła się w fale,
I zimna, sina łapa w kambuzie rozwarła drzwi i bulaje
Pan Dickens dodał jeszcze :
Podczas wichury czółno ratunkowe zostało zgniecione
uderzeniem fali, jak skorupa orzecha włoskiego i teraz huśtało się w powietrzu
niczym nędzna wiązka wątłych deszczułek. Oszalowanie nad kołami parowca było
kompletnie zerwane. Koła bez osłony,
świeciły nagością i obracając się
rozpryskiwały pył wodny na oślep po pokładach. Komin cały pobielał od
zaskorupiałej soli. Fokmaszt był utrącony. Żagle burzowe zwiotczały. Cały
takielunek powęźlony ,splątany obwisał.
Trudno o smutniejszy obraz.
Było tak - powtórzył Poręba .
Gdy po dwóch dobach wylazłem z koi zmęczony
sztormowaniem,
To, zanim jeszcze przetarłem oczka, to…
To, zanim jeszcze przetarłem oczka, to…
Tu Pan Dickens nie wytrzymał, bo nagle coś mu się
przypomniało..
Budzi mnie ze snu złowieszczy krzyk mojej żony.
Podnoszę się i wyglądam z łóżka. Dzbanek z woda nurkuje i
pląsa jak żywy delfin.
Wszystkie pomniejsze drobiazgi pływają prócz moich
trzewików, które wylądowały na wysokiej i suchej torbie podróżnej, niby para
barek węglowych. Wtem widzę jak podskakują w powietrzu i spostrzegam, że lustro
dotąd przybite do ściany, utkwiło mocno w suficie. Jednocześnie drzwi całkiem
nikną, a jakieś nowe otwierają się w podłodze. Wówczas zaczynam rozumieć ,że
kajuta stanęła na głowie.
Nasz "Porębunio" podstroił w
tym czasie gitarę i dośpiewał resztę :)
Pływają buty, skórki z cytryny, karty, mydło i pety,
A w nogach krzesła z prądem falują wczoraj wyprane skarpety.
Gdy na bosaka wylazłem z koi szukając drugiego kalosza,
Wypłynął razem z paczką „Carmenów” gdzieś pod kabinę Cichosza.
Gdy na bosaka wylazłem z koi szukając drugiego kalosza,
Wypłynął razem z paczką „Carmenów” gdzieś pod kabinę Cichosza.
Chwilę
wcześniej wylazł z maszyny Chief, by przewietrzyć płuca,
A tu mu fala nogi podrywa i go o
szoty rzuca.
Łeb rozwalony, biodrem wyrżnięte o metalowe poręcze,
Zdziera mu fala, ciągnąc za burtę, skórkę na prawej ręce.
Łeb rozwalony, biodrem wyrżnięte o metalowe poręcze,
Zdziera mu fala, ciągnąc za burtę, skórkę na prawej ręce.
Gdzieś do
wieczora wodę czerpano podając wiadra i
garnki,
Chief legł w bandażach dumny na koi i ryczał: „Ja chcę pielęgniarki!”
Chief legł w bandażach dumny na koi i ryczał: „Ja chcę pielęgniarki!”
Sztormowa bo… bossa nova,
zakręcona
głowa.
Gdzie góra, gdzie dół, gdzie do brydża stół.
Pięć kolejek piwka, to dwadzieścia butelek,
Telewizor pusty, a w główce niewiele.
Gdzie góra, gdzie dół, gdzie do brydża stół.
Pięć kolejek piwka, to dwadzieścia butelek,
Telewizor pusty, a w główce niewiele.
Sztormowa bossa
nova - na dwa głosy.