czwartek, 8 maja 2014

„Sztormowa bossa nova” - na dwa głosy, czyli Poręba i Dickens



O piosenkach Jurka Porębskiego można powiedzieć tyle dobrych rzeczy, że każdy wybierze dla siebie jedną, a i tak tych dobrych jeszcze dużo zostanie. Nie bez powodu, dziewczyny z różnych miejsc, czy też, niegdysiejsze barmanki, wybierają jego twórczość jako temat swoich prac magisterskich.

Z  tych „dobrych rzeczy” ja wybieram dziś dwie: teksty piosenek i jego autorskie wykonania. Za każdym razem, kiedy ich słucham, po prostu wiem, że to ktoś więcej niż chłopak z gitarą, jakich spotykamy wielu. Zanim jeszcze usiądzie do pianina, zanim weźmie trąbkę do ręki, już słyszę, to swingujące rozkołysanie. Poza tym, ta nowoorleańska swoboda i naturalny dixielandowy dar improwizacji. Słuchasz i wiesz, że stoi za, nim ta wielka muzyczna kultura. Ostatnio w czasie koncertu w „Nadmorskim” , rapował - dacie wiarę ;)  Nie wspomnę już o talentach komentatora i konferansjera. Wszystko, to widzę, kiedy tylko siada z gitarą przed mikrofonem. 
Kto był ten wie, kto nie był – powinien.


Osobna sprawa, to teksty. Przeważająca większość to: rewelacyjnie skondensowane, poetyckie reportaże i felietony. O życiu, pracy na morzu, żeglarzach, o rybakach, rybach, o nas samych. Wszystko  przepojone autentyzmem i prawdą; zauważalnymi w każdym wersie.
Słuchając Jurka, nigdy nie miałem wątpliwości, że pisze i śpiewa o tym, co przeżył i co widział.
No w ostateczności… , po prostu umiał lepiej opowiedzieć coś, co kiedyś tylko usłyszał ;) 

Skondensowane teksty (z charakterystycznym doborem słów), opisują trafnie w kilku wersach, to, co najlepszym pisarzom zajmuje niemały akapit. 


Odkryłem, to ostatnio w notatkach Karola Dickensa z podróży do Ameryki, w których pisze o swojej przeprawie przez Atlantyk w 1842 roku.      

Dwaj mistrzowie pióra dialogują na temat „Sztormowej Bossa Novy” J
 Jurek :
          Rejs szedł normalnie, trochę kiwało,        
          Dwa niże zostały za nami.                        
          Gdzieś koło Dover z Nordu przywiało,       
          Chief mówi – „Koniec z kartami.”                 

Pan Dickens:



"Przyczynił się do tego w sposób  oczywisty ciężki burzliwy wiatr, który zerwał się o zachodzie słońca gdyśmy już byli około dziesięciu dni w drodze i szalał z rosnąca stopniowo furią aż do rana.

Nigdy nie zapomnę, jak statek pracowicie przedzierał się przez wzburzone morze „Czy może być, kiedy gorzej niż teraz?” - słyszałem często takie pytanie, gdy wszystko wokoło osuwało się i zderzało.  Najżywsza zaś wyobraźnia nie potrafi sobie wystawić, czym jest podrzucanie parowca w burzliwą noc zimową na rozszalałym Atlantyku.  Nie wyrażę tego, choć powiem, że zostaje on powalony na burtę miedzy fale, z masztami pogrążonymi w wodzie, że się podrywa i znowu się przetacza na drugi bok, aż wreszcie wzburzone morze uderza weń z hukiem stu ciężkich działał i odtrąca go wstecz. Że przystaje, staje, słania się i dygoce jak ogłuszony, a potem z gwałtownym pulsowaniem w sercu miota się naprzód niby potwór dźgany ościeniem aż do szału, że rozszalałe morze bije go, tłucze, miażdży i skacze nań z furią. Każda deska statku wydaje swój jęk każdy gwóźdź – swój zgrzyt , każda kropla wody swoje wycie.
Każda deska i każda belka skrzypiał jakby statek był upleciony z wikliny."


Uff… Panie Karolu - było ciężko.  Jurek, a jak było u Ciebie ? 


Gdy po dwóch dobach wylazłem z koi zmęczony sztormowaniem,  
To, zanim jeszcze przetarłem oczka, to usłyszałem chlupanie  

Dickens też usłyszał, to chlupanie:

Około północy fale wdarły się do wnętrza przez iluminatory otwarły, górne drzwi i wpadły, szalejąc i rycząc, na spód statku, do kabiny kobiecej, ku niewymownej konsternacji moje żony i pewnej drobniutkiej Szkotki. Obie - wraz z pokojówką - znajdowały się w takich paroksyzmach  strachu, że prawie nie wiedziałem co z nimi począć. Szukałem w myśli jakiegoś kordiału na wzmocnienie i uspokojenie. Nie nasunęło mi się nic lepszego niż gorąca brandy z wodą.  

All for me grog me jolly, jolly grog :)
Ale wracajmy do Dickensa.

Zdobyłem niezwłocznie pełen kubek. Niepodobna było ustać ani usiedzieć bez oparcia, kobiety zbite w jedną gromadkę, skuliły się w rogu długiej sofy. Uczepiły się jedna drugiej w oczekiwaniu, że lada chwila  utoną. Gdy podszedłem do tego miejsca ze swym specyfikiem i miałem go właśnie podać do zażycia najbliższej  z cierpiętniczek wraz z mnóstwem słów pociechy, ujrzałem, że wszystkie przetaczają się z wolna w dół na przeciwny koniec sofy. A, kiedy chwiejnie dobrnąłem  do tamtego końca i wyciągałem znów kubek ,statek przeważył się znów na drugą stronę a, wszystkie panie zsunęły się z powrotem. Musiałem je ścigać po tej kanapie co najmniej  przez kwadrans, nie docierają do nich ani razu.  A, gdy je wreszcie dogoniłem, brandy z wodą od ciągłego rozpryskiwania się ubyło do miary łyżeczki do herbaty.  
  

A tak, to było - mówi Poręba :                                                                        

Przechył na prawo i burta wgryzła się w fale,
I zimna, sina łapa w kambuzie rozwarła drzwi i bulaje 

Pan Dickens dodał jeszcze :

Podczas wichury czółno ratunkowe zostało zgniecione uderzeniem fali, jak skorupa orzecha włoskiego i teraz huśtało się  w powietrzu  niczym nędzna wiązka wątłych deszczułek. Oszalowanie nad kołami parowca było kompletnie zerwane. Koła bez osłony,  świeciły  nagością i obracając się rozpryskiwały pył wodny na oślep po pokładach. Komin cały pobielał od zaskorupiałej soli. Fokmaszt był utrącony. Żagle burzowe zwiotczały. Cały takielunek powęźlony ,splątany obwisał.  Trudno o smutniejszy obraz.  

Było tak - powtórzył Poręba .
     
    Gdy po dwóch dobach wylazłem z koi zmęczony sztormowaniem,  
    To, zanim jeszcze przetarłem oczka, to…

Tu Pan Dickens nie wytrzymał, bo nagle coś mu się przypomniało..
  
Budzi mnie ze snu złowieszczy krzyk mojej żony. 
Podnoszę się i wyglądam z łóżka. Dzbanek z woda nurkuje i pląsa jak żywy delfin.
Wszystkie pomniejsze drobiazgi pływają prócz moich trzewików, które wylądowały na wysokiej i suchej torbie podróżnej, niby para barek węglowych. Wtem widzę jak podskakują w powietrzu i spostrzegam, że lustro dotąd przybite do ściany, utkwiło mocno w suficie. Jednocześnie drzwi całkiem nikną, a jakieś nowe otwierają się w podłodze. Wówczas zaczynam rozumieć ,że kajuta stanęła na głowie. 


     Nasz "Porębunio"  podstroił w tym czasie gitarę i dośpiewał resztę :) 


 
     Pływają buty, skórki z cytryny, karty, mydło i pety,                           
     A w nogach krzesła z prądem falują wczoraj wyprane skarpety.       
     Gdy na bosaka wylazłem z koi szukając drugiego kalosza,
     Wypłynął razem z paczką „Carmenów” gdzieś pod kabinę Cichosza.
     

     Chwilę wcześniej wylazł z maszyny Chief, by przewietrzyć płuca,   
     A tu mu fala nogi podrywa i go o szoty rzuca.                                 
     Łeb rozwalony, biodrem wyrżnięte o metalowe poręcze,               
     Zdziera mu fala, ciągnąc za burtę, skórkę na prawej ręce.           
     
     Gdzieś do wieczora wodę czerpano podając wiadra i garnki,                   
     Chief legł w bandażach dumny na koi i ryczał: „Ja chcę pielęgniarki!”      
    
     Sztormowa bo… bossa nova, zakręcona głowa.            
     Gdzie góra, gdzie dół, gdzie do brydża stół.                 
     Pięć kolejek piwka, to dwadzieścia butelek,                   
     Telewizor pusty, a w główce niewiele.                            
                       
Sztormowa bossa nova - na dwa głosy.                                 

Mamert i My :)



Jeszcze jedna majówka za nami, mecz;(jaki wynik? :), biwak - odliczamy kolejny rok pracy drużyny.
Nawet z daleka i po tylu latach od ostatniego obozu, dobrze jest być częścią tej tradycji i tej drużyny.
Nie wiem, czy ktoś Wam już mówił, dlaczego Mamert "wymiata" i jest „epickim” patronem drużyny?. Trudno o lepszy wybór. Mamert „rulez”- nie tylko, jako patron drużyny, ale też mentor i przewodnik na życie, to dorosłe i to zawodowe też.

Mamert i Ty.
Na pierwszym, czyli na Waszym etapie, to ktoś, o kim czytamy co napisali inni. :)
Mamert władca, imperator. :)
Postać z tej książki Karola Borchardta. Jest tam wszystko, co ważne…   

- Jak wiatr się zmieni, Znaczy dajcie mi znać…
- Znaczy, tak jak umówiliśmy się…
- Znaczy, wszystko musi być zrobione porządnie.  
A czasami też…
- Chryste!, Znaczy cierpliwości !
- Znaczy, to nie było po rycersku. Znaczy, nadużyliście swej wiedzy fachowej.
Aż do wiekopomnego …   
 - Znaczy, ja żądam żebyście do matki pisali. ;) 


Jest tego, tyle że bez problemu zrozumiecie, czemu chciał zatytułować swoje wspomnienia ”Korsarz i Don Kichot”



Mamert i My (Starzy „oldoboje”)
Raczej obserwujemy (często z daleka;), ale uważnie przyglądamy się temu, co tam u Was.
Trzymamy kciuki, kibicujemy, żeby wszystko, co wymarzycie i wymyślicie udało się zrealizować. Niezgorzej niż nam , a najlepiej, żeby lepiej niż nam. :)


Mamert i My:
Czytam teraz więcej tego, co on sam napisał.  To już nie postać z Borchardta, ale wspaniały człowiek „z krwi i kości”, nawigator, kapitan, nauczyciel akademicki.  Jego niezwykłym życiorysem można obdzielić całą obsadę DZ-ty, no dobra… Omegi. ;) To, co przeżył i to, co osiągnął – inspiruje i daje do myślenia.  Był znakomitym nawigatorem - na pokładzie i w życiu lądowym.  Jego życiorys, to jedna z najdłuższych tras powrotnych do Polski. Z carskiej i rewolucyjnej Rosji, przez Skandynawię do Stanów Zjednoczonych. Nowy Jork ,Pittsburgh. Potem, dalej przez Pacyfik do Japonii,  z zawinięciem na Hawaje.
I jeszcze dalej, przez całą Syberię, aż do Moskwy. I wreszcie z Moskwy do międzywojennej Polski. Tysiące kilometrów i oceanicznych mil. Trzeba było być dobrym nawigatorem, żeby w długiej drodze wytrzymać, nie zboczyć z obranego kursu, nie wpakować się na jakieś życiowe mielizny i skały. 


A, to wszystko, zanim  pojawił się jako Znaczy Kapitan.
Najlepiej jak umiał walczył o to, żeby Polacy lepiej rozumieli morze.


„Morze. Ale nie, to z brzegu i plaży - pisał – Nie, to romantyczne, gdzie każdy oficer pięknie wygląda w granatowym mundurze.  Nie jest to podejście właściwe w czasach, kiedy stajemy na morzu do współzawodnictwa z innymi narodami morskimi, które sprawy morza traktują trzeźwo i praktycznie.  Żaden kraj bez morza nie ma wolnego oddechu ”


 Drużyna, Mamert, Wy i My - tak mi się skojarzyło, w maju :)